O POLSKIM GRAJKU W KINGSTON
O POLSKIM GRAJKU W KINGSTON
Zlecenia rzucały ją każdego dnia w inną dzielnicę Londynu.
Tempo życia, od jakiegoś czasu stawało się obłędne. Rzucała
plecak, brała szybki prysznic i pędziła przed siebie.
Szykowała się do Kensington.
- Nie zakładaj tych okularów!- Anna zmierzyła ją krytycznie tuż
przy drzwiach.
- Niby dlaczego???- Cofnęła się w jej stronę niepewnie.
- Facetów, Polaków wyróżniają tutaj wąsy,
a kobiety noszą te
dziwne okulary na czole
i wszyscy wiedzą, że pojawiła się Polka-
- To co , mam się kryć ze swoim pochodzeniem???-
Nie bardzo łapała.
- Wystarczy , że ściągniesz te ogromne okulary-
Nie miała zamiaru się ich pozbywać. Słońce oślepiało blaskiem
tego poranka, a ona zasuwała w kierunku dworca autobusowego. W dłoni
zaciskała referencje, które spreparowała na jej potrzeby Anna.
Z
trudem utkana rozmowa w języku angielskim skutkowała pracą –
przynajmniej tego dnia.
Dziewicze wyprawy bywają najbardziej drapieżne i nieprzewidywalne.
Elisabeth miała 28 lat i zamieszkiwała wraz z bratem – studentem
w dużym domu przy ulicy Ponds Bury.
Dom był przeogromny, paniusia bogata, a ona dostawała za godzinę
tylko 7 funtów.
Za zlecenie musiała zapłacić Edycie - 30 funtów, taki był układ
między nimi.
Uczyła się sztuki negocjacji.
Popełniała mnóstwo błędów, ale
kto się nie uczy,
ten ich nie popełnia.
Sama nie wie co ją podkusiło, aby wybrać się do tej dzielnicy
autobusem.
Książęca okolica porażała przepychem: wonderful1.
Wiktoriańska architektura odrywała ją od upału i przemyśleń.
Zupełnie zapomniała o tych okularach. Opuszczała nagrzany środek
transportu, gdy gdzieś z oddali doszedł ją odgłos akordeonu.
- Ej Polska dziewczyno!!! Dla ciebie to gram!!!-
Nie no, nie mogła
uwierzyć. Centrum Londynu, a ona ma omamy głosowe. Obejrzała się
za siebie, zupełnie zdezorientowana.
Oddychała z ulgą. Jeszcze tego brakowało, aby na obczyźnie
dopadła ją choroba psychiczna!
W cieniu drzewa chował się starszy mężczyzna, z brodą niczym św.
Mikołaj, w koszulce w paski.
„ (…)A nad nią latał motylek (... ) ” Marlena przystanęła
zaskoczona. Okulary przeciwsłoneczne robiły zamieszanie. Zaczynała
być tego świadoma.
Speszona ruszyła w jego stronę.
- Witam, jak miło usłyszeć ten hymn- Uśmiechnęła się
serdecznie. Dawno nie było jej stać na takie szczere gesty.
- Dokąd się wybierasz?-
- Do pracy. Jak znam życie, będę błądzić. –
- Pokaż adres. Może będę ci w stanie pomóc?-
Wzbudzał w niej
najlepsze emocje.
Facet tak po prostu emanował szczęściem. Podała mu swój telefon.
Przez chwilę wpatrywał się w zapisany tam adres.
- Metro byłoby dużo lepsze, a tak czeka cię spacer-
- Nie będę ukrywać, iż jestem na to przygotowana-
- Widzisz ten rząd domów?- Wskazał dłonią w kierunku dzielnicy.
Kiwnęła głową ze zrozumieniem
- Idź cały czas wzdłuż tej ulicy, aż do parku botanicznego. Tam
skręcisz w prawo –
Pragnęła mu wynagrodzić tą jego dobroduszność i jak na złość
w kieszeni nie miała nawet funta.
Spostrzegł jej dziwne zachowanie, bo ostatecznie, to zaczynała
przypominać dziecko z ADHD, szperając w plecaku i we wszystkich
możliwych kieszeniach.
- Nie szukaj.-Spojrzała niepewnie w jego stronę.
- Przyjdzie czas, wynagrodzisz to innemu człowiekowi.-
1
przepiękna
W Wiedniu wysadzili nas na Praterze. Chcieliśmy się dostać na starówkę (kościół św. Stefana) Prostą drogą zajęło nam to blisko dwie godziny. Nigdy więcej !
OdpowiedzUsuń