DZIEWICZY LOT

Końcówką języka sprawdzała zawartość plomb. Była nawet zadowolona z tego stanu końcowego .
Namacalnie odnotowywała zerową wartość ubytków. Odebrała to jako dobry znak na przyszłość.
Od urodzenia była przesądna, a w ostatnim czasie, stan ten przechodził kumulację.
Leciała po raz pierwszy w życiu samolotem. Taka stara, a mimo wszystko robiła coś po raz pierwszy. Nie mogła przypuszczać, że na krótko przed czterdziestką, przyjdzie jej się podjąć tak ekstremalnej decyzji. Za czasów Chrobrego, ludzie nie dożywali tak sędziwego wieku. Wcześniej, ich zwłoki palono na stosie, później chowano w dołach skrępowanych sznurami i pewnie wtedy nikt by nie uwierzył, że taka stara dupa, jak jej dokona wyczynu na miarę kosmosu!
Teraz bała się tylko jednego :
Cyganki z dupą wystawioną do całowania. Na całe szczęście żadna nie wykazała się odwagą,
a może po prostu tyłka nie umyła i było jej wstyd wystawić na publiczne widowisko.
Na krótką chwilę poczuła się nawet komfortowo.
Jakby na to nie patrzeć czekało ją kolejne wyzwanie.
Po pierwsze to nie miała bladego pojęcia, co ze sobą pocznie, gdy już stanie białym trampkiem na przestrzeni lotniska???
Po drugie, to ci z obsługi zakosili jej bagaż w ramach komfortu, a ona nie wiedziała, jak go od nich wyciągnąć ???
W takich chwilach kobieta nie ma innego wyjścia, jak słuchać własnego instynktu, a ten jej podpowiadał, że powinna zamienić się w owcę.
Ona wilk w ludzkiej skórze za owcę?
To już na paranoję jakąś zakrawało!!!
Pokorne ciele dwie matki ssie – przypomniała sobie jedno z wielu powiedzonek, z księgi przysłów jej matki i tego postanowiła się trzymać.
Dotarła na miejsce wręcz w owczym pędzie, poganiana za stadem baranów,
podążających w kierunku odprawy celnej.
No tego to się raczej nie mogła spodziewać.
Rozglądała się po hali nie tyle zaintrygowana, co raczej ogłupiała.
Na sporej powierzchni ze zdziwieniem odnotowywała mnogość budek, nie takich, jak lęgowe.
Te tutaj przypominały jej raczej konfesjonał.
Gdyby ktoś jeszcze ławki przystawił to poczułaby się , jak w kościele.
Do każdej z budek, wiodły długie ogony kolejek.
Zupełnie jak przed Wielkanocą, tylko stuły wypatrzeć nie mogła.
Zagląda przez okienko, a tam murzyn. Pierwszy raz widziała takiego i to w odcieniu kakao.
Już szybciej cyganki się spodziewała.
Zamiast podać tę książeczkę, to stoi i gapi się, jakby faktycznie za rozgrzeszeniem czekała.
Podała mu, a on trzyma i gały wytrzeszcza. Pomyślała , że to przez tą fotkę. Powiedział by słowo to odesłałaby go na fb. Tamte wydawały się jej bardziej sexi, niż ta tutaj taka nijaka.



- Przyjechała pani do pracy ? - Zapytał nienaganną angielszczyzną, tak wyjątkowo perfekcyjną, jak dziennikarze radia BBC. Poczuła się, jak w domu.
- Nie, na drinka i do domu – Odparła równie perfekcyjnie, z dumą wymalowaną na twarzy.
Słowo drink plasowało się, jako nomber one w jej nienagannej angielszczyźnie.
- Thank You – Bluesowe rytmy jego słów sprowadziły ją do parteru.
Rozglądała się za bagażem. Kradzież nie wchodziła w grę. Trzeba było by być ostatnim desperatem, żeby rąbnąć tak niewyjściową torbę. Do tego ten kolor znoszony: Ni to granat, ni to szarość.
Jedyne co mogła, ta torba oczywiście, to służyć bezdomnemu, jako parasol ochronny przed wiatrem.
Słyszała, że w Londynie wiatry bywają bardzo nieprzyjemne.
W Polsce to tylko takie po grochówce bywały.
Nie, nikt nie połasiłby się na takie barachło – pocieszała się w myślach Marlena, ciągle nie dostrzegając bagażu. Zresztą jej wyposażenie też nie powalało : Dwie pary spranych gaci, stanik niewyjściowy - nie miała czasu myśleć o prezencji, parą getrów równie znoszoną co gacie i jedyna w swoim rodzaju wyjściową bluzką bez pleców. Tego ostatniego egzemplarza z jej jedynej garderoby, to się nawet jej żal zrobiło. Zaczynała popadać w paranoję, a najgorsze, że była tego świadoma.
Torba, jak torba,ale talibowie!!!
Słyszała, że bywają wszędzie!
Spojrzeniem zaszczutego psa wyszukiwała wśród tłumu namiastki poszlak, wskazującej na przemykającego terrorystę. Ostatecznie była w Londynie, epicentrum bomb i wybuchów. W mieście w którym nikt nie jest zwyczajnym cywilem. W znoszonym kapeluszu improwizuje przeciętność nieznajomy przechodzień. Nie ten nie wyglądał jej na Araba.
Ten z przodu , to na pewno.
Przyśpieszała kroku. Robiło się nerwowo. Świrowała!!!
Jeszcze trochę, a zacznie zakładać się sama z sobą kto Arab , a kto Żyd!
Wypatrywała pierwszych symptomów wybuchu:
Urwanych rączek, nóżek zwisających na barierkach, które oddzielały część przeznaczoną dla cywilów, od tej dla służb lotniczych. Krew , wszędzie krew …

Komentarze

  1. oby historia dobrze sie skończyła

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahah, mocna rzecz, lekkie pióro ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dziękuję i zapraszam na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz talent , świetnie się czyta:)
    Przypomniałaś mi mój pierwszy lot, spore podobieństwo w spostrzeżeniach, teraz się śmieję, ale wtedy do śmiechu mi nie było:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Lot - czyste szaleństwo:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty