TRUDNO POKOCHAĆ LONDYN ... JAK TRUDNO

TRUDNO POKOCHAĆ LONDYN
JAK TRUDNO…
Siedziała w małej wannie. Słone łzy szczypały skórę twarzy. Płacz przechodził w głośny szloch. Asterix, towarzysz jej rozpaczy, skomlał razem z nią, wiernie czekając pod drzwiami łazienki.
Znajdowała się daleko od przyjaciół, w domu gdzieś daleko od Croydon, bardzo daleko.
Czuła się wyczerpana…
Znaki od Boga. Ciągle je fałszywie odczytywała. Powinna zatrzymać się tamtego popołudnia. Dlaczego tego nie zrobiła??? Wyła co raz głośniej… Nie powinna się tutaj pchać. Za jaką cenę ???
Była zbyt wysoka. Przesypiała tylko trzy godziny w nocy.
Błądziła tego pierwszego dnia. Mogła się wycofać.
Powiedzieć: - Kurna Łysy, za nic nie mogę do nich trafić. Brnęła dalej, a jak brniesz to już do końca.
Nie idziesz, nie tańczysz, tylko brniesz w gówno po pas!
Umówiła się z Marcinem i jego małżonką na siedemnastą. Czas wskazywał zbliżającą się dwudziestą. Do poszukiwań adresu zaznaczonego na jej mapie włączyła sporą część mieszkańców okolic pobliskiego dworca. Ostatecznie wysoki Sudańczyk, który początkowo próbował umówić się z nią na kawę, zaprowadził ją pod same drzwi. Było jej głupio, bo prawie na niego krzyczała, wściekła, że idzie tak za nim niczym pies pozbawiony węchu, a on ciągle nawracał do prośby o numer telefonu.
O wszyscy święci, ona rasistka, jeszcze nie w pełni uświadomiona i on czekoladowy młodzieniec, który wiercił dziurę w brzuchu, jakby w poszukiwaniu ropy.
Była wściekła, bo odnosiła wrażenie, że pomaga jej tylko po to,
aby za moment umówić się z nią na kawę.
„ A – takiego”!- Pomyślała o środkowym palcu. Sam się wysuwał.
Stali pod przybytkiem Marcina, wielkim domem, piętrusem,
gdy przemówił do niej głosem pełnym spokoju.
Właśnie tego spokoju i trzeźwości w myśleniu zazdrościła mu najbardziej:
- Jesteśmy na miejscu. Nie musisz się ze mną spotykać, jeśli nie chcesz. -
Spoglądał na nią z wiarą w czach. Cały czas sądził, że mimo wszystko zmieni zdanie.
- Miło mi było ciebie poznać nerwowa kobieto- Wyciągnął do niej dłoń na pożegnanie.
Wtedy spostrzegła na jego twarzy ten promienny uśmiech.
To było najszczersze wydanie radości, z jakim kiedykolwiek miała do czynienia.
- Przepraszam, że jestem taka nieznośna- Bąknęła na pożegnanie
Leżała teraz w tej wannie i pomyślała, że już wtedy powinna się wycofać.
Była wyczerpana. Tego dnia Marcin wręczył jej laptopa z wymienionym monitorem.
Jeszcze w nocy zadzwoniła do Jacka, upewniając się, że wszystko u niego gra.
Szykowali się na zakupy szkolne. Boże, przecież to już sierpień się kończył.
Znowu szloch wymknął się spod jej kontroli. Nie jest matką, nie spłaca długów, za to pracuje ponad siły i jeszcze, jakby tego wszystkiego było mało - nie śpi…
Powinna się napić piwa, które kupiła będąc na spacerze z psem, najszybszym łapaczem piłek. Wycierała zmęczone ciało. Wydostanie się z okolicy, w której przyszło jej zamieszkać, graniczyło z cudem. Właśnie zdołała się o tym przekonać tego pierwszego poranka.
Wstała dzisiaj o pierwszej w nocy. Nie miała innej perspektywy.
Zdążyła wypić łyk gorącej kawy – dobrze, że chociaż tyle.
Autobus odjeżdżał o wpół do drugiej. Gdzieś w centrum Londynu czekała ją przesiadka.
To była trzecia godzina. Błądziła po zupełnie nieznanej jej okolicy.
Z przerażenia i strachu wyrwał ją śpiew. Afrykańczyk był zupełnie pijany.
Kobieta, bo tylko zakochana kobieta drepcze tak za swoim panem,
nie była w stanie go dogonić. Na zbyt wysokich szpilkach robiła sporo hałasu, w śpiącym zaułku Londynu. Ciemna twarz zbliżała się w stronę jej przerażonych oczu.
Gdy już była bliska popuszczenia w majty ze strachu, z gardła Afrykańczyka wyrwała się piękna jazzowa nuta. Czegoś podobnego nie słyszała na żywo.
Przerażenie szybko ustąpiło miejsca zachwytowi.
Kobieta wisiała już na jego ramieniu. Wolno oddalali się w przeciwną stronę.
Znowu szlochała siedząc na rancie zimnej wanny… Podróż ją wyczerpała.
Autobus zabrał ją w złą stronę. Miała godzinne spóźnienie. Obiecała Włodkowi, że to się więcej nie powtórzy. Nie miała jednak tej pewności. Bała się kolejnego dnia. Nie mogła już patrzeć na ten Londyn, wszędzie stojące tostery i ludzi – nienawidziła ich…
Uderzyła w płacz, a Asterix zawył solidarnie.

Komentarze

  1. A ja już czekam na ciąg dalszy, bo naprawdę ciekawie piszesz... I jednak mam nadzieję że ta książka kiedyś jednak powstanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę fajnie napisane. Z głęboką fantazją. :)
    Zapraszam czasem też do mnie na mały leśny przerywnik od rzeczywistości i życiowej monotonności. :)
    www.cienielasu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło się czyta Twoje słowa - nie będę ukrywać:)

      Usuń
  3. Zołzo! Wracaj do kraju! Gorzej nie będzie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta książka powinna jednak powstać :)!!!
    P.S. Serdeczne dzięki za odwiedziny w moich skromnych progach :)!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hm... czy naprawdę masz takie doświadczenia... Mam nadzieję, że treść powstała na potrzebę opowiadania. Czyta się bardzo ciekawie:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy przeczytałam "Potencjał mam" dopytywałam o losy Marzeny. Dzisiaj nie znalazłam pod wspomnianym tekstem swojego komentarza i to drugi już raz. Usuwasz je, czy znikają w niebycie? Dzisiejsze opowiadanie przeczytałam, ale nie wiem czemu mam odczucie chaotyczności. Może wynika to z braku wiedzy na temat tego kim są:Marcin, Jacek, czy Włodek. To znaczy mogę się domyślać, że Marcin z żoną, to znajomi, Jacek-mąż pozostawiony z dziećmi w Polsce, a Włodek, to pracodawca, ale czy słusznie? Jak rozumiem, Asterix, to pies i zarówno jego miano jak i zachowanie wydały mi się w tym tekście najzabawniejsze. Naprawdę nie zależy Ci na większej ilości czytelników swojej książki, że obiecujesz jej ukończenie tylko Staszkowi? Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najmocniej wszystkich przepraszam
      Jestem na wyježdzie a tu kiepsko z internetemi
      Książka zakończona
      Pierwszy Tom rzecz jasna
      Szukam dobrego wydawcy i oczywiście dla was mega promocja
      Dziękuję za wiare i otuchę

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty