Przejdź do głównej zawartości
GADŻET :)
Powinna
być wróżką, pomyślała tuż po przebudzeniu, gdy jej ciało
przeciągało się w koci grzbiet. Szukała pracy. Powinna raczej
otworzyć kanał na „youtuberze” i działać. Marnowała się w
jakimś pieprzonym Londynie. Było dokładnie tak, jak zdołała to
przewidzieć, na krótko przed zapadnięciem w ciężki sen. Kolejny
dzień przynosił nowe, nieznane emocje. Swoje „jasnowidzkie ”
zdolności trzymała w sekrecie. Tak naprawdę, to nigdy nie wiadomo,
kiedy przyjdzie jej sięgnąć do wora, w którym ukrywała się jej
intuicja. Swoją drogą to gdzie była, ta cholerna intuicja, gdy jej
okradli Agencję ????Może się na nią wkurwiła i zakleiła usta „
superglu”
improwizując strajk. Manifestacja nie wyszła chyba nikomu na dobre?
Nie była tego pewna, nawet teraz..
Łysy
potrafił, jak nikt zadbać o wszystko. Nie pominął tutaj oprawy
artystycznej.. Tym razem była to spora flaszka polskiej wódki:
- Zapamiętaj sobie Marlena,
nie przylatuj na obczyznę z „Wędrowniczkiem”,
tylko z polskim alkoholem-
- Dobrze, spróbuję
zapamiętać. Czy mam to zapisać? -
-
Jeżeli odczuwasz taką potrzebę nie mogę ci tego zabronić. Co
niektórym wędrowniczek w dupach potrafi poprzewracać – Dobrze
wiedziała kogo ma na myśli…
Tego
popołudnia jechali do Merton. Zaprosiła ich do siebie Aneta wraz z
mężem Filipem. Zdążyła właśnie wejść do ich dużego
mieszkania na parterze i postawić nogę na skrawku włochatego
dywanu. Stała i wpatrywała się w Filipa. Początkowo nie miała
pojęcia, iż wygląda, jak kruka pozbawiony kawałka sera z czytanki
z pierwszaka : " MÓJ PIERWSZY ELEMENTARZ". Ludzie to
jednak dobierają się na zasadzie przeciwieństw – pomyślała,
wpatrzona w mężczyznę, nieprzyzwoicie oczarowana jego
powierzchowną męskością. Pomyślała, że to nawet źle świadczy
o grubej Zośce, która pomieszkując z takim gospodarzem, rozgląda
się za Murzynami.
- Marlena! - Krzyknął w jej
stronę rozbawiony Łysy. Tak, tak, zaraz się otrząsnę –
pomyślała.-
-
Cieszę, się że tak ci się spodobało na moim dywanie, ale muszę
cię ostrzec, on ma dopiero trzy dni. Powinnaś wiedzieć, że mam
pierdolca na jego punkcie, więc gdybyś była tak miła i opuściła
jego włochatość, to bym, był bardzo wdzięczny – Włochatość
– powtarzała w myślach, nadal z płonącą od wstydu twarzą.
Czuła się parszywie, gdy tak wszyscy na nią patrzyli. Dziewczyny
kadrowały ją z wyraźną niecierpliwością. No, tak – miejsce
kobiety jest w kuchni. Czekały cierpliwie, aż się otrząśnie z
pierwszego szoku i pomoże im przy kolacji. Przygotowanie przekąsek
nie zajęło im dużo czasu.
Miała
nadzieję, że gospodarze szybko zapomną o fatalnym wrażeniu, jakie
na nich zrobiła, tuż po przekroczeniu progu ich domu. Karmiła się
zakłamaniem,
przypatrując
się z zainteresowaniem Anetce.
Ubrana w suknię balową, epatowała walorami swojego ciała, a
było tego sporo sporo, szczególnie z przodu. Podła natura
poskąpiła jej tych ludzkich zasobów. Od czasu do czasu odczuwała,
więc coś na kształt takiej ludzkiej zawiści. Przeogromny
biust gospodyni
falował,
sygnalizując sztorm. Łysy
ślinił się na
te widoki,
niczym ząbkujący niemowlak. Wyciągnęła
w jego stronę chusteczkę.
Popatrzył na nią niczym na idiotkę. Miał prawo.
- Anetka, jak ty mnie kręcisz
w tej sukni! – Znowu ślina, jak u głodnego psa. Nie poda mu tej
chusteczki, choćby zaczął skomleć, pomyślała.
Gdyby Pawłow żył, z
pewnością byłby zadowolony z doświadczenia i opisał je na forum
internetowym, po stronie odruchów bezwarunkowych. Jej dłoń
sięgająca po chusteczkę z pewnością też zostałaby poddana
dociekliwej dializie.
- Po kilku głębszych
pomyślisz, że jesteś na karuzeli i jak nic zrzygasz się mi na
dywan.
Przestań na nią patrzeć.
Zjedz ogórka- Filip na potwierdzenie powagi własnych słów,
wcisnął w usta kolegi,
kolejnego korniszona.
- Łysy, jak ty wiesz co
kobiecie powiedzieć! – Poczuła się teraz, jak na tablicy
Mendelejewa.
Anetka promieniowała, niczym
rad. Filip zdawał się nie dostrzegać chemicznych właściwości
ukochanej, bo przechodził do swojej ballady ogniskowej.
Podnosząc szkło wyrzucał z
siebie pierwszy toast:
-
Za nasze pierwsze marzenia !!!-
- Gdyby nie wyrok za gówniane
włamanie, pewnie nigdy bym się nie odważył na tak radykalny
krok.-
- Żałujesz??- Zapytał Łysy
całkiem poważnie.
- Teraz już nie. Życie
przewróciło mi się „szywrot na wywrot”. Wtedy zaczynałem
wszystko od początku.- W pokoju zapanowała cisza. Dziewczyny
zniknęły w kuchni, pilnować bigosu, który zostawiły na otwartym
ogniu. Czekała na ciąg dalszy.
-Zaczynaliśmy razem –
Wtrącił Łysy.
- Pamiętasz alarmy ??? Sporo
na nich zarobiliśmy w tamtym czasie. Tobie coś odpaliło i dałeś
nogę. -
- Wiza się skończyła. -
Dodał jakby na usprawiedliwienie Filip nie patrząc na żadnego z
nich.
- Pieniądze topniały. W
końcu że zostałem bez pracy.-
–
Nie
mieliśmy pojęcia przez blisko dwa lata, gdzie przepadłeś -
- Gdzie??? W kanałach między
szczurami, obsrany ich wydalinami i z Ruskimi.
Brakowało nam jedzenia, ale
nigdy wódy. - Zauważyła, że stał się nieobecny. Widziała to w
jego piwnych oczach: Te kanały śmierdzące stęchlizną i jego.
Spał przykryty starym workiem.
- Nie miałem po co wracać.
Przetrwałem tak z rok. Pogodziłem się z losem. Właściwie to
myślałem, że już po mnie. Wtedy natknąłem się na tego Anglika.
Potrzebował brygady osiłków. Nie wyglądałem na tytana pracy, ale
mnie przyjął. Zlitował się nade mną ...- Marlena czuła własny
pot.
Był zimny i nieprzyjemny. Nie
powinna tego słuchać. Śmierdziała, niczym znaleziona po tygodniu
padlina. Zimny dreszcz przebiegł przez jej ciało, w ten letni,
upalny wieczór.
- Co się stało Marlena? -
Łysy skierował w jej stronę pytanie, a sądziła, że nikt na nią
nie patrzy. Czuła się przezroczysta.
- Nic, zupełnie nic. Wypijmy
za lepszy czas-
- Dokładnie. Lepsze przyszło,
przynajmniej takie odnosiłem wrażenie. Zaraz po tym, jak się nieco
odkułem na pierwszej robocie, zakochałem się w tej kurwie bez
pamięci.-
Kontynuował gospodarza, a
Marlena słuchała z jeszcze większym zaangażowaniem.
- Nie mogłem przypuszczać,
że nie miał jej ten tylko, kto jej nie chciał. Wszystko było zbyt
huczne:
Wesele, rodzina, koledzy,
wszystko to takie napompowane, a najbardziej ona...-
Obserwowała, jak nieobecny
duchem Filip sięgał po przyniesionego przez Anetę ogórka.
Teraz to już sama nie
wiedziała, czy chce tego dalej słuchać…
-Znalazł się jeden uczciwy.
Wypieprzyłem małpę za drzwi...Długo nie mogłem się z tego
otrząsnąć. Wróciłem do Polski. Los cały czas mnie pilnował.
Wpadłem wtedy na Anetkę. Dzieciak to straszny był. Zakochałem
się w mojej blondyneczce z pięknymi cycuchami –
Dopiero teraz przerwał swoje
opowiadanie. Patrzył na nią tym swoim kochającym spojrzeniem, po
czym tak po męsku zgarnął ją na swoje kolana. Anetka była
zaskoczona. Nie zwracał na to uwagi. Wtapiał się w jej usta
namiętnym pocałunkiem.
- Filip , ty dzisiaj to
wyraźnie masz dość- Skwitowała jego zaloty, przecierając ręką
wilgotne usta.
- I wszystko zaczęło się
układać od nowa. - Kończył podnosząc szkło.
-Nigdy nie jest za późno,
aby zacząć wszystko od początku Marlena –
Mrugnął w jej stronę,
dodając jej otuchy.
- Boję się – Dopiero teraz
była w stanie przyznać się do trawiącego ją stanu ducha.
- Naprawdę mam mega stracha.
- Ufała Filipowi, Anecie i Łysemu, do Anki ciągle się
przyzwyczajała.
- Może trudno wam w to
uwierzyć,ale zostawiłam wszystko w Polsce. Zostawiłam tam syna -
- Jak znajdziesz pracę,
mieszkanie, to go tu ściągniesz- Wtrącił Łysy. W jego ustach
wszystko nabierało wymiaru łatwizny, szczególnie tego wieczora,
gdy dokonał higienicznego odkażenia.
- Czego tu się bać ??? -
Nawet Filip po swoich przejściach wyglądał na zdziwionego.
- Będziesz żyć, jak pączek
w maśle – Łysy mrugnął w jej stronę filuternie.
- Sama nie wiem... Nie lubię
masła – Cisza trwała krótką chwilę, przerywana uderzeniami
sztućców.
Dzieciaki kończyły kolację,
a Natalka wyglądała na znudzoną tematem dorosłych.
Głośno i ostentacyjnie
przesuwając talerzyk po szklanej szybie ławy, dawała wszystkim do
zrozumienia, że ma wyraźnie dość tych rozmów. Nie bacząc na
towarzystwo, wdrapała się na jego kolana, głośno prosząc o
spełnienie prośby.
- Tato, tato, czy mogę do
piaskownicy????!!! -
- Nie pójdziesz do
piaskownicy, aż do mojej śmierci !!!– Filip podkreślając własne
zdecydowanie i desperację uderzył głośno pięścią w ławę.
- Przestań z nią tak
rozmawiać. - Fuknęła Aneta. Natalka szlochała nie pojmując żartu
ojca.
- Przecież ona nie chciała
zrobić niczego złego!!!- Ponownie stanęła w obronie córki.
- No jeszcze tego brakowało,
żeby była świadoma swego wyczynu!!!-
- A co takiego zmalowałaś
księżniczko???- Łysy skierował spojrzenie w stronę chlipiącej
Natalki.
- Nie pytaj … Nie jej -
Uciął Filip nakazując gestem palca, ułożonego na ustach,
milczenie.
- Idź sprawdź do pokoju, czy
Sandra twojej lalce głowy nie urwała - Nakazał dyplomatycznie.
Byli bardziej niż
zaintrygowani….
- W zeszłym tygodniu
obchodziłem huczne urodziny.-
- Żałuję, że nie mogłem
przyjść.- Wtrącił Łysy przegryzając kiełbasę, po której
ściekała sarepska.
- Sprzątaliśmy Hindusowi
świątynię.-
- Siedzieliśmy do rana. Za
oknem świtało. Oczywiście Zochy nie było, a że jej życie
wszystkich interesuje, to przyniosłem z jej pokoju największy
wibrator i puszczaliśmy go na ławie-
- Jak dzieci- Rzuciła A
netka.
- Nie wiem kiedy usnąłem,
ale z pewnością obudziła mnie Zośka, a nie Anetka. Darła się na
mnie, a Natalka smarała i płakała. Myślę sobie: „CYRK NA
KÓŁKACH”, dwie baby, jedna stara, druga młodsza, a wrzeszczą,
jakby cała wieś zbiegła się do tego pokoju.
- Trauma , ale mów dalej –
Łysy ponownie przerwał, jakby nie spostrzegł ekscytacji
pozostałych.
-
Przetarłem oczy i dopiero widzę. Dotychczas
tylko słyszałem… Zastanawiałem się nawet czy nie śnie, jak
zobaczyłem nad sobą Zośkę
? Trzymała
w ręku tego kutasa na baterie. Bałem
się przez chwilę, że wbije mi go w serce. Wyglądała, jak
zdesperowana morderczyni!!!
- Słuchający
balladę o kutasie, ryknęli głośnym śmiechem.
- Ciągle miałem tego kaca i
patrzyłem, jak idiota na gestykulującą Zochę.
Im więcej ona mówiła, tym,
więcej do mnie docierało. Musiało minąć sporo czasu, zanim
załapałem. Wywołała we mnie stan trzeźwienia...Powoli
przechodziłem w stan przebudzenia.-
Piękna zmarszczka rozbawienia
rozciągała się między ustami a nosem Filipa.
- Natalka, ta mała diablica,
nie chciała nas budzić. Zobaczyła na stole, coś dużego,
tańczącego bez muzyki, to złapała, żeby pochwalić się przed
dzieciarnią w piaskownicy.
To była sobota. Piaskownica
zapakowana dziećmi i rozbawionymi matkami i na to wszystko
przychodzi Zośka. Łapie za wibrator i bezczelnie przerywa
dzieciakom najlepszą zabawę. -
- Pewnie gdyby miała dzieci
nigdy by tego nie zrobiła- Łysy giął się w rozbawieniu.
- No nie wierzę!!!- Chyba po
raz pierwszy widziała tak szczerze śmiejącą się Annę.
- Nawet nie próbuję sobie
tego wyobrazić – Wtrąciła po raz pierwszy Marlena.
- Jak dobrze, że człowiek ma
dzieci. Kto, jak to ale my wszyscy tutaj zgromadzeni moglibyśmy
uczyć się kreatywności od Natalki !- Wyrwało się na zakończenie
wieczoru Marlenie,
gdy składała całusa na
wysokim czole Natalii.
Komentarze
Prześlij komentarz